Mission Impossible Fallout - recenzja filmu


Blog milczał przez dobrych kilka miesięcy, co bardzo Mnie bolało – co najmniej kilka razy chciałem wrzucić jakiś nowy tekst, ale w natłoku wydarzeń pomysł ten umierał śmiercią naturalną. dużo się jednak działo, Ja czas poświęcałem na podróże i inne prace literackie, miałem trochę rzeczy do załatwienia – i blog zszedł na dalszy plan. Teraz jednak powracam i zamierzam tchnąć życie w to miejsce na nowo – teraz także poprzez rozreklamowanie go na instagramie i mediach społecznościowych.


Dziś na naszym stole operacyjnym ląduje najnowszy film z serii Mission ImpossibleFallout. Jest to najbardziej znana seria filmów szpiegowskich obok przygód Jamesa Bonda. To między innymi tym filmom zawdzięcza swoją karierę Tom Cruise. Poprzednie części uważane są za efektowne i solidne kino akcji.
Moje zdumienie i niesmak były więc tym większe po wyjściu z kina. To nadal efektowne, ale niestety już ani trochę solidne czy ciekawe kino. Zmienił się reżyser i widać to niemal na każdym kroku. Zamiast poważnego filmu akcji dla facetów mamy po prostu pastisz dla nastolatków. Ale od początku.
Tym razem Ethan Hunt ma odzyskać śmiercionośny ładunek plutonu, który pewien szaleniec chce wykorzystać do ataku nuklearnego – misja jednak kończy się fiaskiem, podczas transakcji z handlarzem bronią dochodzi do strzelaniny a do gry włącza się oddział najemników z Europy Wschodniej – bliżej nie określony. Wiemy o nim jedynie tyle, że nazywają siebie Apostołami. W sprawę zamieszany jest norweski naukowiec oraz stary znajomy Hunta – antagonista poprzednich filmów – Salomon Lane.
Czyli innymi słowy – fabuła jest tak tragicznie słaba, nudna i żenująca, że nie gra w tym filmie absolutnie żadnej roli. Równie dobrze mogłoby jej nie być. Postaci drugoplanowe i antagoniści są płascy jak asfalt po przejechaniu walcem drogowym. Nawet komiksy dla dzieci oferują ciekawsze postacie „złych ludzi”. Historia natomiast nie broni się kompletnie – to po prostu absurdalna, idiotyczna historyjka klasy c, którą ktoś napisał na kolanie, żeby jakoś usprawiedliwić te wszystkie, pościgi, akrobacje i pojedynki. Również pozytywni bohaterowi są nędzni i sztampowi – na tyle, że żaden z nich nie zapada nam w pamięć.
Jeśli wybierasz się na ten film oczekując suspensu, intrygi, wciągającej historii – srodze się zawiedziesz. Tutaj tego po prostu nie ma. Na ten film nie idzie się dla historii i bohaterów, tylko dla scen akcji.
A tych jest w nadmiarze – kilkunastominutowy pościg ulicami Paryża, bieganina po dachach w Londynie, pojedynek na górskich szczytach Kaszmiru, kolizja helikopterów, bijatyka w eleganckiej toalecie – wszystko to znajdziesz w tym filmie. Jest efektownie, wybuchowo i absurdalnie. Hunt nie podlega żadnym prawom fizyki i natury. Ale wiadomo, że to bajka – nie czepiajmy się.
Sceny kaskaderskie to w tym filmie pierwsza klasa – nie pożałowano kasy i efektów specjalnych, więc fani fajerwerków na ekranie się nie zawiodą.
Fallout wydaje się nie mieć żadnego związku z poprzednimi filmami – i nie chodzi tu o fabułę, tylko o to, że ta część jest czymś zupełnie innym nie poprzednie. To już nie jest kino akcji – to po prostu naszpikowana akcją, efekciarstwem i popisami kaskaderskimi komedia sensacyjna.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Karppi - zapomniany serial z ponurej Finlandii

Recenzja gry Ghost Recon: Wildlands - takiej wyprawy do Boliwii jeszcze nie było!

Secret of the Nile - gdy adaptacja przebija oryginał