Recenzja filmu "Kler" - czyli szczerze o Kościele i smutnej prawdzie


Nadszedł czas by osądzić najgłośniejszy polski film ostatnich lat – Kler. Chyba nie ma w Polsce osoby, która by chociaż nie usłyszała o tym najnowszym obrazie Wojtka Smarzowskiego – budził on bowiem kontrowersje na długo przed swoją premierą.
Film obejrzałem na jednym z pierwszych pokazów – podczas ostatniego dnia Festiwalu Filmowego w Gdyni. Byłem bardzo ciekawy jak w reżyser w praktyce poradzi sobie z trudnym tematem Kościoła Katolickiego w Polsce. 



W kraju biednym i zacofanym tak bardzo jak Polska, w społeczeństwie wciąż niestety robotniczym i niewykształconym, instytucja Kościoła wydaje się czymś… świętym. Nie do ruszenia, nie do skrytykowania. Wszelka jego krytyka może spotkać się z agresją lub hejtem. Bo przecież kto atakuje Kościół, ten atakuje wiarę. Tak, katolicy naprawdę myślą  sposób tak absurdalny. Mało tego – niestety zajdziecie w Polsce regiony, gdzie ludzie całują po spowiedzi ornat, a księża są w zasadzie nieomylnymi świętymi krowami, których ludzie z niskim IQ uważają za jakichś lepszych. To głównie wschód Naszego kraju, ale nie tylko – społeczeństwo się starzeje, więc takie patologiczne zjawiska znajdziecie w każdym dużym mieście Polski, nie tylko na prowincji. Wg ostatnich badań kościoły najszybciej pustoszeją w Łodzi, Gdańsku, Poznaniu i Warszawie. Nadal utrzymuje się jednak wysoki procent wierzących oraz uczestnictwa Polaków w mszach.

„Kler” jest więc filmem bardzo potrzebnym. Zwłaszcza teraz, gdy ludzie masowo odwracają się od religii, inni stają się fanatykami, jeszcze inni nabierają wątpliwości i zadają coraz więcej pytań, widząc sprzeczności między Biblią a nauczaniem Watykanu.

W tym medialnym szumie tak naprawdę nie chodziło w ogóle o sam film – lecz o bardzo w Polsce trudny temat, który porusza się po raz pierwszy na taką skalę. I to o tym dyskutuje większość internautów, a nie o jakości filmu. Ja postaram się skupić na tym drugim, czyli jak filmidło prezentuje się warsztatowo, aktorsko i jakościowo. I czy fabuła jest coś warta.
Tyle tytułem wstępu.

Jako zwolennik laicyzacji Polski oraz osoba raczej negatywnie nastawiona do Kościoła byłem bardzo ciekaw jak Smarzowski poradzi sobie w starciu z zagadnieniem tak drażliwym. Czy wyszedł z tego zwycięsko? To przecież reżyser bardzo uznany, jeden z nielicznych w Polsce, który potrafi pokazać, że Polak umie zrobić dobry film – zawdzięczamy mu takie arcydzieła jak Dom Zły, Wołyń, czy Wesele. Wydaje się że nie ma lepszej osoby do rozliczenia z katolicyzmem. Czy aby na pewno?

Fabuła skupia się na trzech różnych księżach, którzy się znają i przyjaźnią. Niejaki Lisowski pracuje w kurii biskupiej, jest szanowany w środowisku, ubiega się o posadę w Watykanie, zajmuje się finansami, ma jednak trudną przeszłość i niejedno za uszami. Kukuła to z kolei proboszcz parafii w nieco mniejszym (ale wciąż dużym) polskim mieście. To bardzo oddany swej posłudze, spokojny kapłan, jednak podobnie jak Lisowski, ma mroczną przeszłość. Po0nadsto posądza się go o pedofilię. I wreszcie ksiądz Tadeusz Trybus (nazwisko nie pojawia się, nie wiedzieć czemu, w filmie). Ten z kolei pełni posługę w parafii na kompletnym odludziu, by nie powiedzieć – zadupiu. Ot – malutki kościółek pośrodku pola i piętnastu parafian na krzyż. Ksiądz Tadek jest alkoholikiem i łączy go romans z młodą gosposią z dzieckiem.

Każdy z tych księży ma jakiś brudny problem znany z mediów, a film ukazuje nam który z nich ostatecznie okaże się dobrym księdzem. Ocena ich moralności to inna sprawa. Sami musimy stwierdzić, czy są tu postacie pozytywne.




Cóż, fabuła Kleru jest bardzo, ale to bardzo przeciętna, by nie powiedzieć słaba. Postacie są bardzo przerysowane, oparte na stereotypach i nagłówkach brukowców. Czujemy że są to naszkicowane przez kogoś manekiny, że to czyjś napisany scenariusz, zwykła fikcja, a nie żywe postaci, które mogłyby żyć pośród Nas. Owszem - są to postacie ciekawe, budzące zaciekawienie widza, ale niezbyt przypominają prawdziwe realne.

Scenarzysta zdecydowanie się nie popisał. Cały wątek księdza Trybusa jest kompletnie zbyteczny i nic wnosi do filmu. Równie dobrze można było skrócić film i wyciąć sceny z jego udziałem. Co prawda pokazuje to jakąś duchową przemianę, ale można było ukazać to lepiej i w bardziej przemyślany sposób. Zbędne jest też nagromadzenie scen w którym obala kolejny kieliszek wódki czy taniego winiacza. O tym, że Trybus to alkoholik widz dowiaduje się od razu, nie było więc potrzeby tego podkreślać.

O ile wątek księdza Kukuły oraz nędznika Lisowskiego jest pokazany świetnie i śledzimy go z zaciekawieniem, o tyle Trybus psuje całokształt  filmu. Lepiej by się to oglądali gdybyśmy mieli tych dwóch i jakieś interesujące postaci poboczne.

No właśnie – postacie poboczne – całkiem interesująca jest postać parafianki, która bawi się w detektywa i ustala, że ksiądz nie mógł dopuścić się czynu pedofilskiego, bo nie było go wtedy w parafii. Jest tez młody ksiądz po seminarium z problemami egzystencjalnymi, który chce zrzucić sutannę. I wreszcie świetnie zagrana przez popularną ostatnio Joannę kulig gosposia. Postaci drugoplanowe są więc o niebo bardziej wiarygodne od głównych i nie tak sztuczne.

Szkoda tyle, że nie ma ich więcej, na pewno podwyższyłyby wartość filmu.
Patologie Kościoła Katolickiego, zwłaszcza w Polsce, które film przedstawia, zdarzały się i zdarzają oczywiście w rzeczywistości. Co do tego nikt nie ma wątpliwości.  Kościół potrzebuje reformy i trzeba zagonić księży do ciężkiej pracy fizycznej, aby sami zarabiali na swe utrzymanie (ma to miejsce np. we Francji). Konkordat musi być wypowiedziany…. Ale Smarzowski patologię katolicyzmu pokazał jako normę, jako coś normalnego codziennego. Mamy tu wszystko – korupcję, jazdę po pijanemu, księży pedofilów, księży alkoholików, a nawet prowadzone przez siostry sierocińce, gdzie króluje znęcanie się nad wychowankami. Wszystko co znamy z gazet i kilku afer tu jest przedstawione jako norma. Wg Wojtka Smarzowskiego każdy ksiądz to nieudacznik, alkoholik zboczeniec lub osoba z poważnymi problemami psychicznymi, spowodowanymi traumą w dzieciństwie.

I to główny problem tego filmu – Smarzowski za bardzo się zagalopował i we efekcie uderzył za mocno. Sztuczny nadmiar patologii w filmie powoduje bowiem że widz szybko zaczyna ziewać. Tak samo wstawione nie wiadomo po co przekleństwa bohaterów, które owszem śmiesza, ale nic do filmu nie wnoszą.

Aktorsko jest bardzo nierówno. Część aktorów rewelacja, część – żenada. Najpierw pozytywy.
Jacek Braciak stworzył najlepszą, Moim zdaniem, rolę w swojej karierze. Jako przebiegły Lisowski jest skupia na sobie Naszą uwagę przez większość filmu. Można wręcz zapomnieć o jego przerysowaniu i nierealności. Jest to postać mająca zarówno wstydliwe tajemnice, jak i karierowicz. Zagrany naprawdę rewelacyjnie – rola wręcz stworzona dla Braciaka.
Genialnie poradził sobie też Arkadiusz Jakubik jako Kukuła. Jest bardzo charyzmatyczny i przekonujący w roli księdza zmagającego się z demonami przeszłości oraz kapłana bardzo trudnego do oceny. Dobry czy zły? To motyw przewodni teog filmu. Jakubik jest aktorem doskonałym. Jego rola to filar filmu.

Ogólnie nie przesadzę, jeżeli powiem że ten film Kler należy do Braciaka i Jakubika. Swoją pracą sprawili że naprawdę przyjemnie się to ogląda. Oczywiście jeśli przymkniemy oko na pewna sztuczność, którą już wyjaśniłem.

Jakubik i Braciak udowadniają raz jeszcze, że są jednymi z najlepszych polskich aktorów, co jest o tyle cenne że żaden z nich nie został celebrytą.
Niestety nic pozytywnego nie można już powiedzieć o grze Janusza Gajosa. Wielu widzów chwaliło jego rolę arcybiskupa Mordowicza, czego kompletnie nie rozumiem. Bo Gajos jest tutaj drewniany, groteskowy i sztuczny - zachowuje się jakby grał w tanim skeczu.
Nie pasuje on też do roli duchownego. Są dziesiątki aktorów z jego pokolenia, którzy zagrali by to niebo lepiej. Być może Smarzowski chciał przyciągnąć widownie znanym nazwiskiem? Jeśli tak, poniósł klęskę – Gajos psuł Kler swoją obecnością. Jest on najlepszym dowodem na to, że nawet znany aktor może się wypalić. Gajos wypalił się do cna i pokazał, że nie potrafi zagrać wszystkiego. A to powinien potrafić każdy aktor.

Słabo grał też Więckiewicz – starał się, dawał z siebie wszystko, bo aktorem jest niezłym, ale rola księdza go przerosła. Do bólu przerysowany i schodzący na trzeci plan ksiądz Trybus to najsłabsze ogniowo tego filmu postać zbędna i mierna. A Więckiewicz niestety za bardzo przyspawał się do kina sensacyjnego – lepiej wychodzi mu granie gangsterów, pijaków i kloszardów.

W filmie można dostrzec też pewien symbolizm. Już same nazwiska bohaterów są nieprzypadkowe. Lisowski - bo jest chytry jak lis, a Kukuła - ponieważ nagle rozsadza Kościół od środka, będąc jego częścią. Zwrócono też uwagę np. na odwrócony krzyż na ornacie Kukuły. Prawdę mówiąc dla dopatrzenia się większej liczny szczegółów można zobaczyć Kler dwa razy.

Na plus należy zaliczyć również stosowne zaskoczenie – zaskakujące, trzymające w napięciu i stanowiące świetną pointę całej historii. Właśnie tak powinien się zakończyć ten film. Smarzowski fatalnie zaczął i rozwinął historię, ale koniec wyszedł mu pierwszorzędnie.
Kler, tak każdy film dotyczący religii, Kler jest obrazem niezwykle trudnym do oceny. Gdy skrytykujemy lub za mocno pochwalimy tego rodzaju film, mogą nas spotkać zarzuty o stronniczość i trzymanie jednej ze stron.

Nie, tu nie o to chodzi. Nie trzymajmy z żadną stroną. Obejrzyjmy film i oceniajmy obiektywnie. Ja uważam że jest to bardzo przeciętne kino z nie najlepiej dobraną obsadą i kiepską fabułą. Ale powinien obejrzeć go każdy Polak. Obowiązkowo. Bo chcemy czy nie – problemy Kościoła dotyczą Nas wszystkich, nieważne czy jesteśmy wierzący i chodzimy do kościoła, czy niewierzący, czy wrodzy katolikom, czy też po prostu mamy to wszystko gdzieś. Wszyscy płacimy na Kościół, więc wszyscy musza zobaczyć ten film.

Nie zgadzam się również z zarzutami, że film Kler obraża uczucia religijna. Jest to po prostu kompletna bzdura. Osoba, która tak twierdzi albo nie oglądała filmu albo kompletnie nie rozumie pojęcia religii i wiary. To nie jest film atakujący jakiegoś Boga, tylko atakujący grupę ludzi, takich samych jak My, bo księża to tylko zwykli ludzie. A film atakuje ich może z lekka przesadą, ale sprawiedliwie.

Podsumowując – jakościowo to film średni, ale obowiązkowy do zobaczenia przez każdego Polaka i Polkę, niezależnie od przekonań.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Karppi - zapomniany serial z ponurej Finlandii

Recenzja gry Ghost Recon: Wildlands - takiej wyprawy do Boliwii jeszcze nie było!

Secret of the Nile - gdy adaptacja przebija oryginał