Słowiański wdzięk i tony głupot - recenzja filmu Anna

Na najnowszy film znanego rzemieślnika kina akcji, Luca Bessona, szedłem z dużym sceptycyzmem. Jak wiedzą bowiem Moi czytelnicy, w kinie bywam nie tylko po to by mieć do czynienia ze sztuką, ale też dla zwykłej rozrywki.
Po zwiastunie film "Anna" zapowiadał się na dość marną mieszankę Johna Wicka ze starym serialem Nikita i trylogią Matrix. Najnowszy akcyjniak ma zresztą bardzo podobną fabułę zwłaszcza do "Nikity".


Otóż byłem w błędzie. Anna nie jest filmem do końca popcornowym, nie jest też stadardowym kinem akcji dla osób z nieco niższym IQ.  To zaskakujące, naszpikowane efektami kino szpiegowskie. A przecież nie ma w kinie nic lepszego, niż dostać lepszy film od tego, którego oczekiwaliśmy. Inaczej na pocieszenie zostanie tylko popcorn.
Czy jednak jest to film dostatecznie dobry by wybrać się latem kina i wyciąć sobie te dwie godziny wieczorem?
Patrząc na całość filmowego dorobku, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że stary i zgrzybiały Luc Besson uległ zauroczeniu słowiańską urodą i tak bardzo spodobała mu się modelka z Rosji, że postanowił dać jej rolę w filmie. Szczegół, że go olała - każda reklama jest przecież dobra, a zwłaszcza film.
Tylko dlatego powstała "Anna". Pytanie czy to z miejscu skazuje film na klęskę?
"Anna" rozpoczyna się w momencie kiedy KGB w dramatycznych okolicznościach rozbija siatkę agentów CIA w Moskwie i w bardzo drastcyzny sposób się z nimi rozprawia. Kontrolę nad sowickim wywiadem zejmuje zaś niesympatyczny, twardogłowy aparatczyk ze skłonnościami do okrucieństwa - niejaki Wasilijew.
Nasza bohaterka jest narkomanką obracającą się rosyjskim marginesie społecznym - mieszka w melinie, jej chłopak to złodziej i lump. Tam odnajduje ją pracownik KGB - Alex Czenkow i daje wybór - wstapienie do służb specjalnych lub śmierć. Dziewczyna trafia następnie do Paryża, działając pod przykrywką jako supermodelka, a w rzeczywistości będąc bezwzględną zabójczynią. W międzyczasie o współpracę o nią zabiega także CIA...
Tyle tytułem fabuł, nad którą nie ma sensu się rozwodzić - jest to po prostu piramidalna, idiotyczna bzdura typowa dla kina akcji i nawet nie próbująca udawać wiarygodnej. Na dodatek cały motyw werbunku Rosjanki to kalka z filmu i serialu "Nikita" Ponieważ jednak to kino akcji, możemy wybaczyć Lucowi jego brak oryginalności.
Akcja "Anny" dzieje się niby w latach 80, kiedy dni KGB i Związku Radzieckiego były już policzone, a organizacja miała się przerodzić w FSB, ale kompletnie nie czujemy tego na ekranie - scenografia i sceny w plenerach są bardzo słabe, a my w ogóle nie czujemy który to rok - czy 2019 czy 1979. Gdyby nie stare samochody, powiedziałbym że ktoś zapomniał w jakim przedziale czasowym rozgrywa się film.
Bardzo widowiskowe są natomiast walki - nie zastanawiajmy się lepiej nad tym, jakim cudem dziewczyna ważąca gótra pięcdziesiąt kilogramów likwiduje w restauracji dwudziestu zbirów. Miłośnicy gatunku będą zachwyceni - scena ta i tak wygląda lepiej niż w beznadziejnym Johnie Wicku 3.

Dużo lepiej wypadły zaś sekwencje strzelanin, dialogów i rozterek moralnych - jako dramat o ludzkiej przemianie "Anna" wypada świetnie. To nie jest opowieść o pustej lalce, żeńskiej wersji Rambo czy kolejnej femme fatale. To historia młodej kobiety, której życie nie rozpieszczało i która sprzedając swe ciało oraz zabijając ludzi dla służb specjalnych nadal ma jakieś uczucia, godność, poczucie, że chce coś w życiu zmienić. Widzimy zniszczoną przez życie młoda kobietę z krwi kości.
Jak udźwignęła tę rolę Sasha Luss? Cóż, jak na modelkę i osobę nie mającą wiele wspólnego z aktorstwem - wcieliła się w Annę rewelacyjne. Historię nieszczęśliwej zabójczyni, która chce uciec od podłego życia naprawdę łatwo kupić.




Nietrudno co prawda zauważyć, że reżyser trochę za bardzo podkreśla w scenach jej urodę zamiast umiejętności. Tak jakby chciał, by to, że Rosjanka jest ładna przysłoniło nieco treść filmu. Nie jest to jednak szczególnie upierdliwe.

Szeroka gama postaci, które spotyka podczas misji Anna powoduje, że obraz znakomicie wypada jako kino szpiegowskie - skorumpowanie oligarchowie, ćpuny, złodziejaszki, mafiozi, wreszcie zgorzkiali szefowie i starsi agenci zarówno KGB jak i CIA, a wszystko to w oparach papierosów, w brzydkich gabinetach - jest klimat. Kwintesencja filmów o szpiegach i tajnych agentach.
Aktorsko film trzyma poziom - rewelacyjna jest Helen Mirren jako Olga. Brytyjska aktorka udowdnia raz jeszcze  że w rolach cynicznych i bezwzględnych kobiet jest niezrównana. Kradnie każdą scenę ze swoim udziałem, a jej relacje z główną bohaterką są nader ciekawe.
Sympatyczny Luke Evans oraz Gillian Murphy ze swoją twarzą szaleńca również wspanaile nakreślili swoje postacie.

Czy warto więc wybrać się do kina? Tak. To porządna, reżyserska robota, mająca jakiś przekaz, co jest rzadkie w przypadku kina akcji. Anna to coś więcej niż durna nawalanka z piękną kobietą w roli głównej - to dramat szpiegowski, gdzie akcja i seksapil są jedynie dodatkami.
Niemniej - jest to jak na razie najsłabszy film Luca Bessona, więc polecam go wyłącznie miłośikom snsacji, filmów szpiegowskich i kina akcji. To koeljen kinowe "dzieło", o którym zaraz zapomnimy, ale jego seans z pewnością nie będzie czasem straconym. Filmy trzeba dobierać coraz ostrożniej, ale ten akurat zakoczył Mnie miło.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Karppi - zapomniany serial z ponurej Finlandii

Recenzja gry Ghost Recon: Wildlands - takiej wyprawy do Boliwii jeszcze nie było!

Secret of the Nile - gdy adaptacja przebija oryginał