Prawie arcydzieło z Włoch - recenzja serialu Suburra
Netflix
to nieco kontrowersyjne zjawisko. Internetowa
wypożyczalnia ma swoich zwolenników i przeciwników, zwłaszcza w Polsce, do której
zawitała w 2016 roku.
Jedni chwalą coraz
lepsze, interesujące seriale oryginalne i ich wysoki poziom artystyczny, który
znacznie przebija to, co proponują państwowe telewizje i prywatne stacje. Inni
zarzucają nachalne wciskanie do nich politycznej poprawności, wątków
homoseksualnych oraz poglądów lewicowych.
Jak
to zwykle bywa – prawda leży gdzieś pośrodku. Netflix ma w ofercie zarówno
perełki, z doskonałą historią, wciągające i bardzo wyróżniające, jak i idiotyczne
gnioty o niczym, których nie da się oglądać. Serial Suburra zdecydowanie
zalicza się do pierwszej grupy.
Ostatnimi
czasy stałem się sporym miłośnikiem Netflixa i z racji dużych ilości wolnego
czasu zapoznałem się zarówno z jego flagowymi, jak i mniej znanymi tworami. Trzy
spośród nich stały się moimi ulubionymi serialami. Ale żaden z nich nie zrobił
na mnie takiego wrażenia jak Suburra – pierwszy serial oryginalny Netflix
pochodzący z Włoch.
Pamiętajmy, że słoneczna
Italia to nie tylko zabytki, życzliwi ludzie, beztroska, piękne i romantyczne
krajobrazy oraz pizza i spaghetti. To także mafia i przestępczość. Wielokrotnie
nagradzany serial Gomorra pokazał nam już ich mroczniejszą stronę Włoch.
Propozycja Netlfixa sto historia w podobnych klimatach, choć w trochę lżejszej oprawie.
Już
na początku wita nas bardzo prosta, ale intrygująca czołówka – kawałki brukowanej
uliczki tworzące napis. Po odrobinę leniwym początku, zagłębiamy się w historię
coraz bardziej i nie możemy się oderwać.
Akcja serialu toczy się w
Rzymie, który został tu przedstawiony jako wyjątkowo brudne i mroczne miasto,
pełne korupcji i intryg, przepełnione umoczonymi po uszy w aferach politykami i
kardynałami oraz marzycielami nie cofającymi się niczym, by osiągnąć cel.
Mamy
trzech protagonistów, tak zwaną świeżą krew – młodych mężczyzn, którzy chcą coś
w życiu osiągnąć i rozprawić się z rządzącym Rzymem układem. Aureliano jest
synem włoskiego mafiosa ze starej gwardii, mężczyzną z zasadami, marzącym o
władzy i miłości, Spadino należy zaś do dużej rodziny cygańskiej kontrolującej przestępcze
podziemie. Jest wyluzowany, podczas gdy konserwatywna społeczność Cyganów ma
wobec niego duże wymagania. Jest kryptogejem, który starannie ukrywa swoją orientację
seksualną. Obie grupy rywalizują ze sobą. Jest jeszcze Gabrielle – syn policjanta,
zamieszany w hazard i handel narkotykami oraz ciągle pakujący się w kłopoty.
Splot
różnych okoliczności sprawa, że trojka mężczyzn zaczyna ze sobą współpracować.
Ich celem jest przejęcie kontroli nad Rzymem i odebranie władzy starym bossom
mafijnym. Ich głównym przeciwnikiem staje się niejaki Samuraj – ten niepozorny
starszy pan mieszkający ze schorowaną matka jest w istocie bezwzględnym i najgroźniejszym
gangsterem w Rzymie. Fabuła kręci się wokół niezwykle cennych działek położonych
w Ostii, na które chęć ma sycylijska mafia, Samuraj, politycy oraz Watykan.
Postacie
są największym atutem serialu – wyraziste, interesujące, zaskakujące,
niejednoznaczne. Bo choć wszyscy trzej bohaterowie są przestępcami, którzy bez
skrupułów dopuszczają się zbrodni – szantażu, zabójstw, kradzieży itp., nie są
oni ludźmi złymi. Mają swoje rozterki, uczucia, zmartwienia, słabości. To ludzie
z krwi i kości, od początku budzący sympatię widza. Wzorcowy przykład, jak w
historii powinien wyglądać antybohater.
Warto
wspomnieć, że głównych bohaterów nie łączy w żadnym wypadku przyjaźń – są po
prostu wspólnikami, których łączy wspólny cel. W trakcie trwania akcji nie raz
okazując sobie wrogość i pogardę, a nawet próbują się nawzajem pozabijać. To
kolejna zaleta Suburry – nie ma tu kolejnej pustej drużyny bohaterów,
lecz jest wspólnota interesów.
Wszystko
jest też znakomicie zagrane – aktorzy świetnie wczuli się w role, wypadają w
nich wiarygodnie i ciekawie. Czujemy, jakbyśmy prawdziwe postacie, a nie
papierowe kukły. Każda kreacja aktorska została w tym serialu wykonana na
medal, a role doskonale dobrano.
Do
tego dochodzi niesamowity klimat Rzymu – z jego pięknymi widokami, ponurymi
bocznymi uliczkami, zawsze tętniącym życiem oraz dzielnicami nędzy. Jeżeli byliście
w Rzymie – jeszcze lepiej wczujecie się w fabule, tak jak Mi się to udało.
Akcja
nie zwalnia nawet na minutę, każdy odcinek obfituje w przerażające zwroty akcji
i niespodziewane wydarzenia. Wątków jest dokładnie tyle ile być powinno – nie za
dużo, przez co nie będziemy się w nich gubić.
Ścieżka
dźwiękowa to kolejny atut – przyjemna dla ucha, klimatyczna i pasująca do
akcji, podkreślająca jej dramatyzm.
Czy
Suburra ma jakieś wady? Napisałem przecież w tytule „prawie arcydzieło”.
Otóż owszem – ma je tak samo jak każdy inny serial, jednak są to wady
niewielkie. Wspomnieć wypada tu przede wszystkim przerysowanie niektórych
postaci oraz zdarzenia, które nie mogłyby się zdarzyć w rzeczywistości – np.
strzelanina w ścisłym centrum miasta przy jednoczesnym braku jakichkolwiek służb
porządkowych i policji. Tak jakby jej tam nie było. Samuraj jeżdżący na
skuterku po całym Rzymie i przez nikogo niepokojony również wygląda groteskowo.
Nie
zmienia to jednak faktu, że Suburra jest dla Mnie odkryciem roku 2019 i
najlepszym serialem Netflixa jaki oglądałem. Polecam to każdemu, kto lubi
gangsterskie historie i seriale z klimatem.
Emocjonujący
i zaskakujący finał sezonu drugiego sprawił, że z niecierpliwością czekam na
trzeci i ostatni sezon, którzy z pewnością będzie najlepszy z dotychczasowych.
Rzym... Włochy... Mnie Netflix nie wciąga. Jednak cały czas z nadzieją przeglądam co ma mi do zaoferowania. Jeżeli, tak jak piszesz - bohaterowie serialu są ciekawi - spróbuję dziś obejrzeć. Dzięki za recenzję :) Zapraszam Cię również na mojego blogga. Co prawda jak na razie jest tam tylko jeden post. Jednak mam nadziej, że rozbuduje się i będzie dostarczał równie ciekawych wiadomości jak Twój blogg. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńMagda Klawikowska