Recenzja filmu "Pierwszy śnieg" - czyli jak spartolić ekranizację

Oto do kin weszła wreszcie długo oczekiwana ekranizacja książki Pierwszy śnieg. Ja sam ostrzyłem sobie na nią żeby już od tegorocznego lata, gdy dowiedziałem się o projekcie. Wszyscy byli bardzo ciekawi jak uda się przeniesienie książek na ekrany kinowe lub telewizyjne. Nie oszukujmy się – bohater taki jak Harry Hole od dawna się o to prosi. Pomysłowość spraw, nad którymi pracuje – jeszcze bardziej.

Wydawało się, że kinowa wersja będzie musiała skończyć się sukcesem – zajął się nią przecież taki stary wyjadacz jak Martin Scorsese, a zatrudniono świetnych aktorów charakterystycznych – Vala Kilmera. Michaela Fassbendera, czy Irlandczyka Ronana Viberta.




Niestety – nie udało się. Pierwszy śnieg jako film zawodzi na całej linii. Pomysł udanego przeniesienia norweskich kryminałów na ekran – poległ. Dlaczego? Powodów jest cała masa i zaraz się nimi zajmę. Wpierw jednak krótki wstęp, zwłaszcza, że jestem miłośnikiem książki i przeczytałem ją jednym tchem.

Literatura skandynawska, zwłaszcza kryminały, przezywają ostatnio na świecie prawdziwy renesans. Wszystkich przyciąga atmosfera miejsca, gdzie zawsze jest zimno, ponuro i szaro, a mieszka w nich olbrzymia ilość zamożnych, ale w głębi serca nieszczęśliwych ludzi, którzy skrywają mroczne tajemnice – a to właśnie jest książkowa Skandynawia.

Żaden jednak współczesny pisarz skandynawski nie stworzył książek tak genialnych jak Norweg Jo Nesbo. Posunę się do stwierdzenia, że jest to obecnie najlepszy autor kryminałów na świecie. Tajemnica jego sukcesu leży Moim zdaniem w pięknym oddaniu klimatu i społeczeństwa współczesnej Norwegii – to jak opisuje miejsca, postaci, systemy prawne i społeczne w tym kraju, wydaje się bardzo realne. 

On też nakreślił najbardziej charakterystyczną postać policjanta z dochodzeniówki w historii – Harry’ego Hole – zgorzkniałego alkoholika z wydziału zabójstw obdarzonego jednak genialnym zmysłem dedukcji, który złapie i wsadzi za kratki każdego mordercę. Czytelnicy go pokochali. Trudno stwierdzić dlaczego – ale i Ja tę postać uwielbiam. Ma w sobie jakąś charyzmę.

Mroczne sprawy, które prowadzi sprawiają natomiast, że nawet tak nudne miasto jak Oslo (to jedna z najmniej ciekawych stolic w Europie), gdzie prawie nic się nie dzieje i prawie nie ma przestępczości, jak zresztą w całej Norwegii, staje się miejscem ciekawym.

Film niestety ciekawy nie jest ani trochę – jest nudny, ślamazarny i pozbawiony jakiekolwiek duszy. Nie ma tu krztyny nawet emocji. Jest to w kryminale rzecz niedopuszczalna. Pierwsze bowiem, na co patrzy się w takich filmach – to intryga, fabuła, napięcie. Żadna z tych rzeczy w Pierwszym śniegu nie działa. A napięcia nie ma tutaj, o zgrozo, w ogóle!

Tym, co razi, jest też kompletny brak klimatu nie tylko książek, ale w ogóle Skandynawii – film niby dzieje się w Oslo, Bergen i okolicach, niby jest śnieg, jest drewniana zabudowa, są skandynawskie domki, a wszyscy jeżdżą volvo. Ale jednocześnie wszyscy gadają po angielsku, aktorzy są głównie z USA i wychodzi sztucznie.

Aktorsko również jest blado. Chociaż nie sposób odmówić odtwórcy głównej roli, Michaelowi Fassbenderowi, talentu aktorskiego, to zupełnie nie przypomina on książkowego Harry’ego. Pierwowzór był bowiem blondynem ze szramą na twarzy i zimnymi oczami. Jego filmowy odpowiednik to natomiast chudy brunet i nieudacznik z wieczną strapioną miną. Nie tak czytelnicy wyobrażali sobie kultowego komisarza Hole’a. Bez wyjątku słabo wypadły też wszystkie role drugoplanowe, oprócz zabójcy i Vala Kilmera w nowym wcieleniu.

Widz, który nie przeczytał książki znudzi się fabułą po upływie pół godziny. Również tożsamość mordercy nie jest trudna do odgadnięcia, jeśli książki nie czytaliście. Ci jednak, którzy książkę czytali – będą załamani. 
W filmie zmieniono bowiem na niekorzyść bardzo wiele istotnych fragmentów fabuły. Nie czepiałbym się gdyby to były drobiazgi. Niestety – zmieniono rzeczy kluczowe – motyw zabójcy, jego historię i osobowość. I to właśnie okazało gwoździem do trumny.

Ponieważ recenzji nie wypada ubogacać spoilerami, powiem jedynie że z inteligentnego zbrodniarza, z którym mieliśmy do czynienia w książce tutaj zrobiono wydmuszkę z problemami emocjonalnymi. Jest on w pewien sposób przerażający, ale nie przypomina tego seryjnego zabójcy z książki. W książce pierwszy raz zabił jako dziecko, tutaj tego nie ma. Motyw, dla którego zabija kobiety, też jest inny i kompletnie się nie broni.

Zakończenie to już kompletna katastrofa i szczyt żenady. Mamy wrażenie jakby reżyser powiedział ekipie: „widzowie tego filmu to i tak debile, więc nie każmy im za dużo myśleć”. Pomijam fakt, że jest niezgodne z książką, ale przede wszystkim ma się wrażenie, jakby scenarzysta i reżyser jak najszybciej chcieli ten film zakończyć a swoich widzów uważali za idiotów, którzy nie potrzebują inteligentnego zakończenia.

Stanowczo odradzam pójście na ten film fanom twórczości Jo Nesbo. Jeśli czytaliście wszystkie jego książki, to ocenicie film jeszcze surowiej niż Ja. Jest to profanacja świetnej powieści i zaprzepaszczona szansa na dobre przeniesienie jej na ekrany.

Jeszcze bardziej odradzam ten film osobom, które książek nie czytały, a nawet nie znają Jo Nesbo. Wtedy ten film będzie dla was już tylko nic nie wartym gniotem, na który straciliście pieniądze.
Na miejscu twórców ekranizacji Pierwszego śniegu przygotowywałbym się na proces z powództwa Nesbo lub jego czytelników – zrobienie z jednej z jego najlepszych powieści tak fatalnego, nudnego i żenującego filmu z pewnością nie pozostanie bez odzewu. Najlepiej będzie szybko zapomnieć, że to w ogóle powstało.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Karppi - zapomniany serial z ponurej Finlandii

Recenzja gry Ghost Recon: Wildlands - takiej wyprawy do Boliwii jeszcze nie było!

Secret of the Nile - gdy adaptacja przebija oryginał