Nietrafiona Gwiazdka u Muminków - czyli recenzja filmu "Magiczna zima Muminków"


Saga o Muminkach stanowi w literaturze młodzieżowej i dziecięcej swoisty kamień milowy. Nieśmiertelną legendę, która wychowuje kolejne pokolenia czytelników. Stworzone przez fińsko-szwedzką pisarkę Tove Jansson sympatyczne „trolle” nazywane Muminkami oraz setki innych stworzeń zamieszkujących Dolinę Muminków wciąż zyskują nowych wiernych fanów. Nawet teraz, w czasach zanikania czytelnictwa.





Sam od dziecka byłem wielkim fanem tej sagi, zaczytywałem się w niej, czasem też czytał Mi ojciec. Namiętnie oglądałem również animowany serial anime produkcji japońskiej, który przez lata był emitowany w Polsce jako Wieczorynka. Można powiedzieć, że był to pierwszy świat fantasy, który Mnie urzekł.

W tym roku do tematu Muminków postanowiono wrócić z okazji Świąt. Twórcy zapraszają Nas do Naszych ulubieńców na Gwiazdkę w filmie Magiczna zima Muminków. Jako, że uwielbiałem to uniwersum, skusiłem się na obejrzenie ów filmu i w tym celu wybrałem się do Centrum Filmowego w Gdyni. Miałem wielkie obawy, jak to się uda. Uzasadnione, jak się okazało.

Film bazuje na serialu produkcji fińsko-polskiej Opowiadania Muminków, który przez pewien czas był emitowany w TV Polonia. 
Nigdy nie przypadł Mi on do gustu, choć był zrobiony w oryginalny i nietypowy sposób – animacją opierającą się na plastyce, a nie animacją komputerową, która robiona jest większość kreskówek.

Choć krytycy twierdzili, że serial ten był najbliższy swego książkowemu pierwowzorowi, to jednak nie posiadał uroku i klimatu książek oraz serialu animowanego. Był toporny i niezbyt ciekawy. I niestety świąteczny film powtarza wszystkie jego błędy.

Zapowiadało się pięknie – w oryginalnej wersji postaciom użyczyli głosów największe gwiazdy sceny i kina w krajach skandynawskich – aktorzy tak genialni jak Mads Mikkelsen, Max von Sydow czy Peter Stormare i Stellan Skarsgård.

W polskiej było z tym dużo gorzej. Przyznam, że obecność Natalii Kukulskiej pozbawiła Mnie złudzeń, że będzie to film dobry. Mimo, że Maciej Musiał czy Maciej Stuhr starali się jak mogli. Od śpiewu Kukulskiej więdną uszy, ale na szczęście nie będziecie skazanie na zbyt długie jej słuchanie. Dubbing mimo wszystko jest porażką.
Może jestem uprzedzony, ale nienawidzę filmów dubbingowanych językiem polskim – w 90% kończy się to bowiem katastrofą i nie inaczej było tym razem. Jeśli jednak wczujemy się w historię, nie będzie nam to aż tak przeszkadzało.

Opowieść zaczyna się w momencie, gdy rodzina Muminków szykuje się do zimowego snu (Muminki bowiem, tak jak niektóre gatunki zwierząt, zapadają w sen zimowy), a lada moment ma spaść śnieg i zasypać piękną krainę. Muminek właśnie pożegnał swego najlepszego przyjaciela Włóczykija, który każdej zimy wybiera się w podróż do ciepłych krajów i jest tym przygnębiony. Jednocześnie bardzo intryguje go zima i pojęcie „Gwiazdki”, o którym nigdy nie słyszał. Jego przygoda zaczyna się, gdy budzi się w środku zimy i nie może już zasnąć.

W historię tę jednak wczuć jest się trudno. Całkowicie zmieniono bowiem fabule książki, w której Muminek budził się z zimowego snu i przezywał przygody sam. Tutaj budzą się wszystkie Muminki. Jest to zbrodnia na książce. Cała fabuła gubi w tym momencie swój sens, bo ile w książce była ciekawa, tutaj zostaje sprowadzona do banalnego Bożego Narodzenia, które równie dobrze mogłaby obchodzić np. rodzina Adamsów, Flinstonów alb o Simpsonów. 
Oczywiście nie występują tutaj pojęcia takie jak „Boże Narodzenie” czy „Wigilia”. Cały czas pojawia się potoczne określenie Gwiazdki. Uważam, że to akurat dobrze. Nie chodzi tu bowiem o tradycję czy poglądy lecz o pojęcie Świąt w ogóle. I chyba to chcieli przekazać nam scenarzyści.

W filmie pojawiają się osoby znane z książki i filmu animowanego (oprócz Muminków np. Łakomek, Too-tiki i Filifionka). Pominięto natomiast postacie Bobka i Ryjka, a więc moich ulubionych bohaterów. Pozostali, którzy się pojawiają są równie płaskie i tekturowe jak technika, którymi je stworzono.

Świat Muminków i ich niezwykła kraina zostały w tym filmie spłycone do granic możliwości. Nie ma tu magii, tajemniczości i uroku, które przyciągały czytelników. Nie ma pasjonujących przygód i zwrotów akcji, który zachwycały młodych czytelników. Wszystko zostało sprowadzone do roli banalnej opowiastki dla niezbyt rozgarniętych dzieci. Dodam tylko, że film zalecany jest wyłącznie dla tych dzieci, które znają książki lub serial japoński. Te które nie znają, albo natura pokarała je niskim IQ, nic z tego filmu nie zrozumieją, podobnie jak z żadnego innego.

Gdy byłem na sali, było widać, którzy widzowie Muminki znają, a którzy nigdy o nich nie słyszeli i nie potrafią odróżnić fotela w kinie od własnych rodziców.

Dolina Muminków, która w książkach serialu japoński była miejscem ogromnym i rozległym, tutaj jest tylko nędzną wysepką, na której wyrasta nienaturalnie wielki dom, pomost i budka na stroje kąpielowe. Nie tak wyobrażali sobie ten świat miłośnicy książki. Wstyd dla reżysera. Pewnie budżet niewielki, ale to już przegięcie.

Magiczna zima Muminków to film nudny, kiepsko zrobiony i totalnie nie posiadający zalet, za które kochamy Muminki ich baśniową krainę. Równie dobrze mógłby to być film o jakichkolwiek innych stworzeniach i w jakimkolwiek innych świecie. Fani sagi będą bardzo zawiedzeni, choć warto film zobaczyć, by mieć swoje zdanie.

Jako opowiastka dla dzieci spisuje się jednak ta produkcja dobrze. Jeśli więc chcesz zabrać dziecko na ten film i jest to dziecko inteligentne – nie wahaj się. To bardzo dobra i ciepła propozycja filmowa na zimę. Zalecam byś jednak wcześniej zapoznał dziecko z Muminkami, poczytał mu lub pokazał japoński film. Ne seansie zaś uzbrój się w anielską cierpliwość.

Muminki są literaturą, do której zawsze warto wrócić, pokazywać innym lub odkrywać na nowo. Niestety, nie tym filmem. Wielka szkoda.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Karppi - zapomniany serial z ponurej Finlandii

Recenzja gry Ghost Recon: Wildlands - takiej wyprawy do Boliwii jeszcze nie było!

Secret of the Nile - gdy adaptacja przebija oryginał