Recenzja filmu "Renegaci" - niech Luc Besson przestanie robić filmy!

Idąc w czwartkowy wieczór do kina, nie miałem tym razem wygórowanych wymagań. Ot – chciałem obejrzeć lekki, niewymagający film akcji z konieczną szczyptą humoru. Początek września szczęśliwie uraczył widzów także tego typu produkcją. A są to Renegaci. Jak wypada najnowsza komedia akcji?

Najnowszy film Luca Bessona jest niestety słabiutką papką adresowaną do kompletnych ćwierć-mózgów. To rozrywka z najniższej półki. Wydawało się, że Luc Besson, twórca takich przebojów kinowych jak Leon Zawodowiec, Piąty element, czy amerykańska trylogia Uprowadzona, zna się na swoim fachu i gniota nigdy nie wypuści. 



Niestety, pomyłka - ceniliśmy Bessona zdecydowanie zbyt wysoko, bo i on tworzy ostatnio coraz większe niewypały – najwyraźniej każdy artysta kiedyś się wypala. A każdy talent jednak w końcu umiera. W przemyśle filmowym to nagminne.


Zwiastun nie zapowiadał katastrofy jaką zobaczymy na ekranie – kilka zgrabnych scenek akcji i zabawnych gagów zachęcały do dania filmowi szansy. Przecież mało jest dobrych komedii.

Tymczasem okazało się, że ten zwiastun pokazał niemal wszystkie sceny, które w tym filmie można uznać za udane. A policzyć można je na palcach jednej ręki, i to nie wszystkich.

Niestety, kochani, cały film zamyka się mniej więcej w 10-15 minutach. Tylko tyle trwają sceny, które można uznać za atrakcyjne – mamy bowiem całkiem niezłe sceny strzelanin, akcje komandosów, wysadzenie mostu w centrum Sarajewa. Ale wszystko to stanowi zaledwie 5% filmu. Reszta jest beznadziejnie nudną, absurdalną bajeczką, która może się spodobać albo dzieciom albo ludziom tak głupim, że po prostu na obejrzenie lepszego filmu nie zasługują.

Fabuła tego „filmu” jest z pewnością jedną z najbardziej idiotycznych historyjek, jakie kiedykolwiek widziały kina. Wszystko sprowadza się do złota skradzionego przez nazistów z banku w Paryżu, które to złoto następnie przetransportowali na tereny dzisiejszej Bośni i Hercegowiny. Przy okazji wybijają ludność miasteczka, w którym ukrywają skarb. Przeżywa tylko jeden chłopiec. Tymczasem w górach czają się jugosłowiańscy partyzanci (nie wiadomo czy to bandziory od Josipa Broz Tity, muzułmanie, czy może czetnicy, a nawet ustasze, bo mundury podobne), którzy wpadli na genialny pomysł wysadzenia pobliskiej tamy i zalania miasteczka wraz z Niemcami, ich złotem i cywilami... 

Pojawia się tu mnóstwo nielogiczności i pytań. Po jaką cholerę oni to robią? Po co zatapiają miasteczko pełne cywilów? Dlaczego Niemcy ukryli złoto na terenie Jugosławii, kiedy już dawno przegrywali wojnę? Skąd partyzanci wiedzieli, że zjawią się w Bośni? Odpowiedzi na te pytania znają tylko głupawi scenarzyści.

Jeżeli myślicie, że to już koniec uśmiechów zażenowania, to uprzedzam – później film jest jeszcze głupszy.



Akcja przenosi się do roku 1995 r, gdy w byłej Jugosławii szaleje krwawa wojna i trwa słynne oblężenie Sarajewa. Jako antagonistów przedstawiono oczywiście „złych” Serbów, a jako tych dobrych – dzielnych Bośniaków-muzułmanów, którzy chcą wykorzystać złoto do odbudowy  swojego kraju. Narracja poprawności politycznej jest to tak głośna, że może wam zrobić się niedobrze. Tutaj pojawia się czwórka naszych bohaterów, całkowicie stereotypowa – jest jeden Murzyn, jeden laluś oglądający się za spódniczkami, jeden spec od wybuchów i jeden facet z problemami rodzinnymi, który oczywiście jest ich dowódcą.

Sceny w Sarajewie to jedyny ciekawy fragment tego filmu. Niestety trwają tylko 10 minut. Po nich możecie spokojnie opuścić kina. Gwarantuję wam, że niczego nie stracicie.

Cała reszta filmu składa się z nurkowania, bezsensownych gadek przy piwie i wyznań miłości. Poważnie. Nie wyrządzajcie sobie krzywdy i nie idźcie na ten film.

Na koniec oceńmy film jako komedię i pastisz kina akcji. Czy Renegaci są śmieszni? Minimalnie. Gagów i śmiesznych tekstów jest zaledwie kilka, a nie są jakoś wybitnie zabawne. Film nie sprawdza się więc również jako komedia. No – chyba że zaliczyć by go do nieoficjalnego gatunku „komedii dla idiotów”.

Podsumowując – Renegaci to kompletna klapa i rozczarowanie. Dowód na to, że Luc Besson się skończył raz na zawsze. Od lat nie widziałem filmu tak nudnego i ślamazarnego, w którym poza pierwszymi minutami kompletnie nic się nie dzieje. To jest po prostu film o niczym i dla nikogo. Odradzam pójście do kina. Lepiej zabierzecie dziewczynę na czekoladę lub kolegę na wódkę.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Karppi - zapomniany serial z ponurej Finlandii

Recenzja gry Ghost Recon: Wildlands - takiej wyprawy do Boliwii jeszcze nie było!

Secret of the Nile - gdy adaptacja przebija oryginał