Wojna o Planetę Małp - recenzja filmu

Wydana w 1963 r. francuska powieść Planeta małp narobiła w ówczesnych społeczeństwach sporo szumu. Był to czas, kiedy wszyscy drżeli przed Związkiem Radzieckim i jego bronią nuklearną a na horyzoncie wypatrywali realnej jak nigdy III wojny światowej między mocarstwami, która zmieniła by dzisiejszy świat na zawsze. Śmiem twierdzić, że dziś owa III wojna światowa jest realna jeszcze bardziej, ale na świecie nie ma jeszcze takiej psychozy strachu jak wtedy.

Tymczasem nieznany nikomu pisarz Pierre Boulle przedstawił w swej książce przerażającą wizję świata po wojnie, w którym rządzą inteligentne małpy, a ludzie zostali ich przygłupimi niewolnikami. Odwróciła się też rola ogrodów zoologicznych – już nie ludzie oglądają małpy przez kraty lecz na odwrót.




Dziś książka ta jest kompletnie zapomniana i nieznana, co innego natomiast rzesza filmów, który powstały na jej podstawie.

Na kanwie powieści powstały kultowe filmy s-f, będące dziś klasyką lat 60 i 70. Pod 1968 r. powstało pięć filmów kinowych przez zaledwie pięć lat, a także serial telewizyjny, później przekształcony w filmy telewizyjne. Obraz cieszył się dużą popularnością także za Żelazną Kurtynę, również w Naszym kraju.

Świat przedstawiony i wyobraźnia twórców robiły tam piorunujące wrażenie – małpy miały swoje miasta, swoją cywilizację, wynalazki, a nawet własne klasy społeczne i świetnie wyszkolone wojsko, które na ludzi polowało dla zabawy.

W tamtych czasach przepisem na sukces była ciężka praca charakteryzatorów, scenografów, oraz aktorów poprzebieranych za inteligentne, mówiące małpy z przyszłości. Dzięki ich wysiłkom filmy do dziś ogląda się świetnie.

Teraz jednak mamy wiek XXI, od premiery filmy minęło 49 lat i miejsce charakteryzacji, scenografii oraz wysiłków człowieka, gdy trzeba było pokazać świat s-f lub fantasy, zajęły efekty specjalne, a od niedawna 3D.

Przeniesienie uniwersum Planety Małp w czasy współczesne wydawało się więc skazane na sukces.
Niestety, film Tima Burtona z 2001 r Planeta małp, będący remake’iem słynnej produkcji, okazał się finansową klapą i niewypałem. Krytycy i widzowie byli bezlitośni, oceniają film jako niestrawny, choć wystąpiły w nim takie sławy jak Mark Wahlberg.

W 2011 r. zapomnianym uniwersum zajęli się nowi reżyserowie, czego efektem były trzy dotychczas filmy. Opisywana przeze Mnie dziś Wojna o Planetę Małp jest trzecim z nich. Historię tym razem zinterpretowano zupełnie od nowa. Akcja działa się bowiem we współczesności i opowiadała o młodym naukowcu, który opiekował się małym szympansem o imieniu Cezar. Przebywając wśród ludzi i będąc efektem eksperymentów, Cezar był znacznie inteligentniejszą małpą od pozostałych. W przyszłości miał stać się przywódcą małp i zająć miejsce ludzi.

Gdy film miał premierę, zdarzyło się coś, co w przemyśle filmowym zdarza się niezwykle rzadko – efekt okazał się dużo lepszy niż przypuszczano. Geneza Planety Małp oraz Ewolucja Planety Małp okazały się kasowymi hitami i widowiskowymi arcydziełami kina s-f. Urzekły również fanów oryginału, do których należę. Dawną zapomnianą historię przywrócono na tron. To jedne z lepszych filmów gatunku. Przepiękne efekty specjalne i porywająca fabuła nie dawała oderwać się od ekranu. Czy Wojna o Planetę Małp trzyma poziom poprzedników?

Akcja rozgrywa się tuż po wydarzeniach z filmu Ewolucja Planety Małp. Cezar rozbił rebelię dowodzoną przez swego dawnego przyjaciela, Kobę, szympansa, który nienawidził ludzi, i chciał ich wszystkich wymordować. Małpy są od tamtej pory podzielone. Dawni zwolennicy Koby pracują teraz dla ludzi jako siła robocza.  Ludzkość znajduje się na skraju upadku. Zdziesiątkowani ludzie są w rozsypce, dziesiątkowani przez tajemniczego, śmiertelnego wirusa, która odbiera im mowę i powoduje krwawienie. Zbuntowany pułkownik armii amerykańskiej (w tej roli znakomity Woody Harrelson) jest zwolennikiem zabijania chorych na wirusa, co spowodowało wojnę domową między jego żołnierzami a resztkami armii USA. Mężczyzna szczerze nienawidzi też małp – jako odpowiedzialnych za wszystkie tragedie i upadek rodzaju ludzkiego. Tymczasem Cezar, jego armia i plemię kryją się po jaskiniach i lasach szukając miejsca, gdzie mogliby zbudować swoją cywilizację na nowo. Po klęsce rodzaju ludzkiego i zemście matki natury na ludziach,  zrujnowany świat należy bowiem do nich, zwycięskich małp. Pewnego dnia małpy zostają zaatakowane przez ludzi pułkownika, w wyniku czego ginie żona i jeden z synów Cezara. Cezar poprzysięga zemstę i wraz z trzema najbliższymi przyjaciółmi i zarazem żołnierzami, rusza do walki przeciwko dezerterom pułkownika.

Cóż – fabuła niestety bardzo odstaje poziomem od poprzednich części. Jest nudna, powolna i pełna nieścisłości. Motyw zbuntowanego pułkownika i jego armii jest po prostu idiotyczny i kompletnie nie pasuje do tej historii. To nie jest Czas apokalipsy. To nie te klimaty. Uważam niestety że ta fabuła, to jest najgorsza cześć filmu. Jest tu kilka wątków co najmniej zbędnych, od czasu do czasu pojawia się też słabo zrobiony patos, kolejna zresztą rzecz niepasująca trochę do opowiadanej historii.

Duży zawód sprawił Mi też brak większych zwrotów akcji i scen batalistycznych. Jedno i drugie występuje, a trochę tego za mało. Regularne bitwy pojawiają się w zasadzie dwa razy. Miłośnicy chwytających za serce akcji z bronią w ręku mogą być więc zawiedzeni. Patrząc na seans przez pryzmat  kina akcji – pozostał zdecydowany niedosyt.
Nie powiedziałem jednak, że w filmie nic się nie dzieje. O nie! Co najmniej kilka razy zapiejemy z zachwytu. Akcja skupia się bowiem na działaniach dywersyjnych. Więcej tutaj walki z dystansu, i cichego eliminowania wrogów niż otwartej batalii. I sprawdza się to bardzo dobrze, bo buduje napięcie. A groza i napięcie nie opuszczają seansu ani na moment. Z bijącym sercem czekamy co wydarzy się dalej.

Mimo swojej słabości, fabuła ma jedna wielką zaletę – nie jest przewidywalna. Zakończenie nie należy do łatwych do przewidzenia. Mimo powolności akcji, nie będziemy narzekać na zwroty akcji.
Efekty specjalne to majstersztyk – piękne widoki, ruiny, szczyty górskie, a nawet zejście lawiny. Czujemy jakbyśmy byli na miejscu, jakbyśmy brali udział w tych wydarzeniach na żywo, niezauważeni przez bohaterów. 

Dobrą robotę wykonał też aktor Andy Serkis, ten sam, który wcielał się w Golluma we wszystkich częściach Władcy pierścieni i Hobbita.  Odtwarzanie tym razem roli małpy było nie lada wyzwaniem i jeszcze raz pokazuje tu że w nagrywaniu ruchów, gestów i mimiki (tzw. Technologia motion capture) nie ma sobie równych.  Wspomniany już Woody Harrelson, który swoim roztrzepanym wyrazem twarzy zostawi piętno na każdym filmie, tutaj podwyższa aktorstwo o kolejne kilka oczek.

Dla fanów uniwersum i miłośników fantasy oraz s-f jest to pozycja obowiązkowa. Laicy i pozostali powinni być usatysfakcjonowani. Odradzam jednak seans osobom, które nie oglądały przynajmniej jednej z poprzednich części – bo po prostu nie będziecie wiedzieli o co chodzi i filmu nie zrozumiecie.


Wojna o Planetę Małp to godne zwieńczenie trylogii i świata który pokochaliśmy i dowód na to, że remake może czasem nawet przewyższyć sukcesem oryginał. Chociaż jest to najsłabsza z trzech części, ogląda się ją bardzo dobrze i niewiele ustępuje poprzednikom.  Nie wiadomo niestety, czy powstaną następne części, ponieważ w filmie zostaje zamkniętych bardzo wiele wątków i ginie bardzo ważna postać, ale trzymajmy kciuki by tak było. Uniwersum Planety Małp z nową twarzą zyskało bowiem blask, w który warto inwestować.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Karppi - zapomniany serial z ponurej Finlandii

Recenzja gry Ghost Recon: Wildlands - takiej wyprawy do Boliwii jeszcze nie było!

Secret of the Nile - gdy adaptacja przebija oryginał