Poranna wyprawa do zoo
Odkąd ostatni raz wybrałem się na spacer do Gdańskiego
Ogrodu Zoologicznego, minęło bite pięć lat. W ostatnim roku często zdarzało Mi
się przechodzić obok tego miejsca, zwłaszcza wiosną, gdy szedłem do Doliny Radości. Już wtedy kiełkowała Mi w głowie myśl, by nadrobić zaległości i znów
odwiedzić jeden z najpiękniejszych i największych ogrodów zoologicznych w
Polsce – tym razem z narzeczoną.
Niestety czas mijał, najpierw minęło jedno lato, potem jesień, wreszcie zaczyna się drugie lato, a my
nadal nie znaleźliśmy okazji by tam pójść. Aż do pewnego ranka parę dni temu. Dziś bardzo żałuję, że nie zrobiliśmy tego wcześniej!
Nadal jestem zdania, że najlepiej do zoo wybrać się wczesną
jesienią, we wrześniu lub październiku, albo zaraz w początkach wiosny. I
zapewne trafilibyśmy tam z narzeczoną dopiero po wakacjach, gdyby nie to, że
dostałem do ręki wygrane bilety wstępu, ulgowy i normalny, w sam raz dla Nas – ważne jedynie do 30 czerwca. Niewiele
myśląc zaczęliśmy planować wycieczkę. Wcześniej dobrze się przygotowaliśmy u naładowaliśmy aparat, mieliśmy
bowiem nadzieję na piękne i ciekawe ujęcia - zarówno wspólne Nasze i jak i robione zwierzętom. Jak wyszły i czy się udały, miało okazać się
później.
Wybraliśmy wczesny poranek, chcieliśmy bowiem uniknąć tłumów
ludzi. Udało się. Na miejscu byliśmy już o 9.30 (zoo czynne jest od 9.00)
Niewiele brakowało, a bylibyśmy tego dnia pierwsi. Spotykaliśmy nielicznych ludzi,
głównie rodziny z dziećmi. Najlepsze spacery są jednak zawsze rano i wieczorem!
To zoo niewątpliwie rozwija się w jak najlepszym
kierunku. Aż wierzyć się nie chce, że istnieje dopiero od 1957 r. , bowiem spokojnie
może ono konkurować z najlepszymi europejskimi ogrodami zoologicznymi. może nie ma w swoich zbiorach tylu okazów i gatunków, ale piękno tego miejsca... Wiele innych się przy nim chowa. Niezwłocznie
przystąpiliśmy więc do eksploracji tego miejsca po niedawnych zmianach.
Pierwsze były sędziwe i majestatyczne słonie. Tutaj zaczęliśmy naszą długą sesję zdjęciową. Gdański ogród
posiada dwa okazy – słonia indyjskiego i afrykańskiego. Bodaj oba to samice. Znudzonym
krokiem wędrowały sobie, więc po swojej zagrodzie i co jakiś czas prychały na siebie, stykając trąbami. Stwierdziliśmy, że pewnie sobie plotkują.
Najlepsze miało jednak nadejść później. Największy pozytywny szok wywołała bowiem lwiarnia, najnowszy efekt zmian. Zaimponowała mi
wielkość tego miejsca – olbrzymia polana z własnym stawkiem i wieloma
zaroślami, stanowiące namiastkę sawanny, z której pochodzą te niezwykle piękne
zwierzęta. Niestety król wszystkich zwierząt, jedyny lew w gdańskim zoo, o
imieniu Argo, był nieobecny na wybiegu. Odnaleźliśmy go dopiero w boksie.
Nieszczęśnik został odizolowany od stada, po wypadku w
wyniku którego zagryziona przez niego lwica. Kręci się więc smutno po obszernym
pawilonie i co jakiś czas drapie tęsknie o wielkie drzwi, chcąc wyjść na
powietrze. Mimo to dyrekcja planuje na nowo scalić stado. Miejmy nadzieję, że
wkrótce zobaczymy go na wolności.
Lwice natomiast wylegiwały się na słoneczku. Były dość
daleko, zapomnieliśmy zabrać lornetkę toteż nie mamy lepszych ujęć tych akurat zwierzaków. Nadrobiliśmy to jednak następnymi zdjęciami.
Po obejściu spacerem południowej części zoo i odwiedzeniu
zebr i żyraf, zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcia przy ich wybieg. Następnie obok żyrafiarni
przystanęliśmy obok surykatek. Te urocze stworzonka były nami bardzo
zainteresowane. Biegały po całym wybiegu, spoglądając na nas co jakiś czas i
wydając z siebie urocze piski.
Nie sposób nie wspomnieć o papugach. W pawilonie ptactwa
byliśmy świadkami bójki dwóch pięknych papug. Jedna próbowała mnie capnąć przy
próbie przybliżenia palców do szyby. Oddzielny boks posiada także licząca 50
lat (!) papuga o imieniu Justyna. Sądząc po jej zachowaniu jest nieco narwana i
szalona. Może to efekt takiej „papużej” starości. Kilka boksów dalej siedział zaś
przerażający krokodyl, pryz którym przyszło nam na myśl, że można straszyć
niegrzeczne dzieci że zostanie nimi nakarmiony.
Przepięknym zwierzęciem i wyjątkowym okazem naszego zoo jest
niewątpliwe puma, zwana także Kuguarem. W Gdańsku podziwiać możemy naprawdę śliczną sztukę. Niestety nie wiemy jakie imię nosi, a jej boks jest nieco mały. Wygląda
jednak na zadowoloną. W trakcie naszej wizyty zaczęła ucztować, racząc się
soczystym kawałkiem mięsa.
Wędrowaliśmy dalej, między innymi zaglądając do małp i orangutanów, które nieco znudzone raczyły się chlebem.
Wędrowaliśmy dalej, między innymi zaglądając do małp i orangutanów, które nieco znudzone raczyły się chlebem.
Na koniec duże wrażenie zrobiła na nas wesoło wędrująca po
linach małpka, która zdawała się ustawiać do zdjęć, pozując nam i przyglądając
się z ciekawością.
Była to wspaniała wycieczka, której nigdy nie zapomnimy. Już
wkrótce planujemy powrót i kolejne odwiedziny naszych ulubionych gatunków.
Zrobimy jeszcze piękniejsze zdjęcia!
Komentarze
Prześlij komentarz