Harry Potter i przeklęte dziecko - czyli nieudany, fatalny powrót do świata czarodziejów
Sztuka teatralna może być piękna i udana na scenie, grana przez aktorów, a nie sprzedawana w księgarniach jako sam tekst! Oto gniot jesieni i bezczelny skok na kasę!
Pod koniec września zeszłego roku świat oszalał na punkcie
nowej książki spod szyldu „Harry’ego Pottera”. Nosiła ona obiecujący tytuł „Harry
Potter i przeklęte dziecko” Miała to być w założeniu kontynuacja losów głównych
bohaterów, tym razem jednak 20 lat później, z perspektywy ich dzieci – Albusa Pottera i
Scorpiusa Malfoya, którzy zostali najlepszymi przyjaciółmi i towarzyszami
przygód (ich ojcowie byli w szkole wrogami). Co ciekawe, nie jest to typowa literatura, ale wydany w formie książkowej tekst sztuki, która została
wystawiona w jednym z londyńskich teatrów na West Endzie.
Zdobycie biletu i
zobaczenie tej sztuki w teatrze jest jednakże nieosiągalne dla 80% fanów. Raz,
że fani sa z całego świata, w różnym wieku i do Londynu niektórym daleko, dwa,
że bilety wyprzedane sa już na 3 lata do przodu. Tym 80% dano więc sztukę do
poczytania. Za grubą cenę, jak za książkę, bo 100 zł.
Piszę o tym dopiero teraz, kiedy wielu sięgnęło po te pozycje,
nigdy jednak nie jest za późno by ostrzec tych, którzy dopiero się do tego
przymierzają.
Książki o Harrym Potterze, sierocie terroryzowanym przez
wujostwo, które go adoptowało. który w dniu 11 urodzin dowiaduje się, że jest
czarodziejem to prawdziwy fenomen wydawniczy i coś co nie zdarzyło się w świecie
literatury młodzieżowej jeszcze nigdy. I już nigdy się nie wydarzy. Sprzedano
miliony egzemplarzy, rekord Harry’ego pobiła jak dotąd tylko Biblia oraz dzieła
Szekspira.
Miliard fanów na całym świecie, setki gadżetów (gry, filmy,
figurki), osłupiali psychologowie i rodzice, którzy zachodzą w głowę, jak to możliwe, że ich nieczytające
dzieci tak pochłonęły te powieści. Do tego swoista reklama w postaci krytykujących
sagę duchownych chrześcijańskich i muzułmańskich. W niektórych miejscach świata za czytanie tych książek grozi śmierć.
Jak to się stało, że nikomu nieznana, uboga nauczycielka francuskiego.
J.K. Rowling (w chwili napisania pierwszej powieści utrzymywała się z opieki
społecznej) napisała najpopularniejszą książkę świata w 7 tomach i stała się
jedną z najbogatszych kobiet na świecie, w czołówce najbardziej wpływowych osób(notabene jest to jedyna pisarka na tej
liście)? Nie jest ów książka przecież wybitna, ani świetnie napisana. Ot,
przyzwoita literatura młodzieżowa.
Cóż, sekret leży w klimacie -wyjątkowo pięknie i ciekawe
przedstawionym świecie czarodziejów, pełnym pomysłowości i innowacji. Książka
jest wciągająca. Ja sam byłem wielkim jej fanem i do dziś czasem do niej
wracam, mimo, że jestem już dorosłym, dojrzałym człowiekiem, w wieku lat 27.
Książki te mają w sobie coś wciągającego, coś co sprawia, że się do nich wraca.
Coś… magicznego. Dobrze się to czyta, nawet po latach. I to nawet dorosłym ludziom, którzy czytali to jako dzieci.
Postanowiono więc jeszcze raz zarobić na miłośnikach książek.
Widać sprzedaż biletów na sztukę to było za mało, więc tym, którzy jej nie
widzieli, postanowiono… sprzedać jej tekst. Pomysł brzmi karkołomnie i
absurdalnie, jednak zrobiono to. Czy warto po tę nietypową „książkę” sięgnąć?
Niestety, z przykrością stwierdzam, że nie. A jest ku temu
wiele powodów. By je jednak wskazać konieczne będzie "spoilerowanie" i zdradzanie
treści fabuły. Jeżeli ktoś więc jest przygotowany na bolesne rozczarowania i
wychodzenie na głupka lub sam chce się dowiedzieć jaka jest fabuła „Przeklętego
dziecka” może w tym miejscu przestać czytać i wrócić do recenzji, gdy już
zapozna się z tym wątpliwej jakości tworem. Jeśli jednak cenicie swoje pieniądze
i czas, radzę przeczytać.
Fabuła „Przeklętego dziecka” rozpoczyna się w miejscu, gdzie
zakończyła się siódma część powieści. Starsi o 20 lat bohaterowie odprowadzają
swoje dzieci na dworzec kolejowy, skąd mają wyjechać do Szkoły Magii i
Czarodziejstwa Hogwart. Na pierwszy rok idzie syn Harry’ego Pottera – Albus Severus
oraz syn jego odwiecznego wroga, który nienawidzi Potterów – Dracona Malfoya –
Scorpius Malfoy. Chłopcy zaprzyjaźniają się i zaczynają wkrótce rozrabiać.
Na początku jest bardzo ciekawie, opowieść wciąga, czuć w
niej cień tego dawnego czaru czarodziejskiej sagi. Ale potem jest coraz gorzej.
Jest nudno, żenująco.
Jest tutaj sporo zwrotów akcji, rzeczy, które w języku
angielskim określamy jako „shocker” – mamy śmierć Petunii, Hermionę jako
minister Magii, problemy rodzinne Potterów itd. Największą wadą „Przeklętego
dziecka” jest jednak fabuła na poziomie tak niskim, jakby wymyśliło ją
fantazjujące dziecko. Nie ulega żadnej wątpliwości, że Rowling tego tekstu nie
pisała, chyba, że ni grzeszy inteligencją i nie pamięta co napisała we własnej
książce. Jest mnóstwo nieścisłości i absurdów. Cała ta sztuka to absurd.
Weźmy pierwszy z nich – historia skupia się na córce
Voldemorta, głównego wroga Harry’ego. Ma to być dziecko jego oraz Bellatriks – jego
fanatycznej i obłąkanej zwolenniczki. Dziewczyna zostaje głównym antagonista „ósmej”
części. Już samo jej imię jest durne i pozbawione finezji, wymyślone chyba w
ostatniej chwili – Delfi… Przypomnijmy,
że Voldemort zamordował rodziców chłopca i poluje na niego od chwili gdy był
niemowlęciem. Każdy kto czytał wszystkie części sagi wie, jak bardzo absurdalny
i kosmicznie idiotyczny jest to wątek. Voldemort był opisany jako całkowicie aseksualna
postać. On nie był już nawet istota ludzką. Nie posiada męskich narządów płciowych
potrzebnych do spłodzenia dziecko. Jest to po prostu niemożliwe. Poza tym przez
40 lat miał lepsze rzeczy do roboty niż romanse ze swoimi wyznawczyniami.
Drugą bzdura jest kwestia ważnych dla całej historii
zmieniaczy czasu – magicznych urządzeń pozwalających ich posiadaczowi przenoszenie
się w czasie. W 3 części HP wyraźnie powiedziano jednak, że można się cofać o 3
godziny. Tutaj bohaterowie cofają się o lata, a nawet zwiedzają alternatywną
wersję rzeczywistości i patrzą na efekty tego co zmienili. Taka znacznie
słabsza wariacja na temat kultowego filmu „Efekt Motyla”. Pomysł niezły, lecz
karygodnie niezgodny z książkami.
Z najlepszego przyjaciela Harry’ego, Rona Rona Weasleya,
chłopaka odważnego i budzącego sympatię czytelnika, zrobiono tutaj wioskowego
głupka. Z Harry’ego z kolei zrobiono nudnego jak flaki z olejem, zgorzkniałego,
nadętego nieudacznika, którego wstydzi się nawet własny syn. Ich kreacje w niczym
nie przypominają tych, których losy śledziliśmy przez 7 powieści. Jest jasne
jak słońce, że autor sztuki, Jack Thorne, nie czytał ani jednej książki z tej
sagi.
Komentarze
Prześlij komentarz