Nowy polski serial kryminalny "Komisariat" - może być ciekawie. Albo i nie.

TVP proponuje nam popołudniową porcję zbrodni, śledztwa i mocnej kawy w nowym kryminale. Czy warto skorzystać z kuszącej propozycji?



Nie możemy w tym roku narzekać na brak rodzimych produkcji kryminalnych! Oprócz całego wiosennego nawału zagranicznych produkcji, mamy też do wyboru seriale kryminalne znad Wisły. Próby zrobienia dobrego serialu kryminalnego lub sensacyjnego w Polsce podejmowane są często, niestety z marnym skutkiem. Jako wielkiego fana kryminałów bardzo mnie ten fakt boli, a beznadziejne próby znalezienia czegoś ciekawego na rodzimym podwórku budzą Moje rozbawienie, czasem niesmak. Mimo to próby nie ustają. Tym naszą uwagę chce przyciągnąć ma dla nas TVP.

„Komisariat” jest serialem kryminalnym z elementami paradokumentów.  Dzisiaj odbyła się jego premiera i postanowiłem się z wami podzielić opinią i spostrzeżeniami.

Fabuła opowiada o losach policjantów z warszawskiej policji kryminalnej, którzy rozwiązywać będą różne zagadki kryminalne, dotyczące najokrutniejszych zabójstw, misternych intryg i skomplikowanych zbrodni. Zobaczymy także ich życie osobiste. Większość scenariuszy odcinków jest podobno oparta na faktach.

Wielu z Was zapewne skrzywi się słysząc słowo paradokument, ponieważ większość programów tego typu to szmiry, których nie da się oglądać  a w Polsce wyrobiły sobie już swoistą antyreklamę i są powszechnym obiektem dowcipów, memów i kpin.  Mogę was jednak uspokoić – ten paradokument zapowiada się całkiem dobrze i nieco różni od innych.

Tym, co dobrze, a nawet najlepiej, wróży serialowi Moim zdaniem jest szara, klimatyczna sceneria Warszawy, różna od tej przedstawionej w innych serialach. To było pierwszym co rzuciło Mi się w oczy. Jeśli serial utrzyma taką narrację i ten niepokojący klimat, kolejne odcinki mogą być coraz lepsze.

Druga sprawą są całkiem niezłe jak na taki serial, dialogi. Słuchając ich, nie mogłem oprzeć się zdumieniu. Zwykle paradokumenty rażą sztucznością, improwizacją i drewnianą grą statystów. Tutaj dialogi napisał profesjonalista, niewątpliwie ktoś kto tak jak Ja siedzi dużo w literaturze i  rubrykach kryminalnych, albo chociaż ogląda seriale policyjne.

„Aktorzy” też całkiem nieźle wywiązują się z roli, a przynajmniej się starają. Drobne wpadki można im wybaczyć. W końcu to nietypowy serial kryminalny tylko stylizowany.

Niestety, teraz produkcja ta zbierze ode Mnie trochę cięgów. Pierwsza sprawa naszych dzielnych policjantów dotyczy zaginięcia i domniemanego zabójstwa pewnej bogatej mężatki. Policjanci przyjeżdżają by przeprowadzić oględziny w pięknym wypasionym dworku, w którym mieszkała. Ich uwagę zwraca podejrzana czystość i odór środków chemicznych. Podejrzewają męża… Pierwszy odcinek jest niestety bardzo słaby i przewidywalny, a jego fabuła zwyczajnie nudna. Nie tak powinien wyglądać debiut takiego serialu. Pozostaje mieć nadzieję, że następne odcinki podwyższą poziom, w końcu zapowiadana jest obecność seryjnego zabójcy. Trzeba jednak wytknąć, że premierowy odcinek zrobiono na odwal i napisano na kolanie. Nigdy więcej takich błędów, panowie scenarzyści, bo szybko pożegnacie się z ramówką.

Ciekawe natomiast jest to, że mamy poznać także życie osobiste bohaterów, ich losy poza śledztwami. Wspomniałem o tym na początku. Uważam, że to dobry pomysł, którzy może podwyższyć zainteresowanie dalszymi odcinkami. Tego elementu zabrakło np. w kultowym, kręconym wiele lat „W-11”. Dobry kryminał to przecież nie tylko zbrodnia i śledztwo, ale także opowieść o najróżniejszych wyrazistych ludziach, takich jak my, o ich motywach i charakterach.

Rolę jednego ze śledczych odgrywa facet o jednym z najśmieszniejszych nazwisk jakie znam – Sebastian Wątroba. Prywatnie prawdziwy policjant i detektyw, który rzucił robotę w „firmie” jak nazywają swego pracodawcę mundurowi, i pojawił się w telewizji, by robić karierę w tego typu fabularyzowanych produkcjach – tutaj gra rolę komisarza Krzysztofa Maja. Warto wspomnieć, że wcześniej grał jedną z głównych ról we wspominanym przed chwilą, bardzo popularnym paradokumencie „W-11 Wydział śledczy”. Grał tam siebie, pod własnym nazwiskiem. Różnica jest taka, że z aspiranta został komisarzem, zmienił imię i nazwisko i przeniósł się do Warszawy. Czy widzowie pokochają go bardziej niż Wątrobę?

Bardzo możliwe. Postać Maja jest intrygująca i budząca ciekawość widzów. W Pierwszym odcinku dowiadujemy się, że skrywa jakąś tajemnicę – bardzo denerwuje się, kiedy ktoś wspomina w jego obecności o dzieciach. Czy mężczyzna skrywa jakąś mroczną przeszłość? Dowiadujemy się też że uwielbia kawę, zwłaszcza gdy pije ją na komendzie. Scenarzystom niewątpliwie udało się zainteresować widzów tym komisarzem i oby pociągnęli wątek jak należy. Pan Wątroba zresztą bardzo wyrobił się aktorsko – chociaż niby gra tak samo jak w W-11, po prostu siebie, to jednak tutaj wypada wiarygodniej, jest charyzmatyczny, bardziej skryty, pełen zagadek. Czytelnicy uwielbiają to w kryminałach – detektywów, którzy zaskakują, wielowymiarowych. Bohater ten ma nie mniejszy potencjał niż sam serial. To ważne, gdy główny bohater podnosi oglądalność.

Niestety nic dobrego nie da się powiedzieć o partnerującym mu dwojgu pozostałych śledczych. Jakub Zawilski to typowy nudny, schematyczny koleś, jakich widzieliśmy w przeciętnych serialach. Wiemy o nim, że ma małe dzieci i żonę i lubi dowcipkować. Poza tym budzi ona naszą irytację, jest tylko słabym tłem dla postaci Maja, zupełnie niepotrzebnym w serialu. Twórcom niestety nie udało się równie ciekawie sportretować partnera komisarza. Nie wiem, czy osoba grająca jego rolę, jest zawodowym aktorem, czy statystą, ale do roli policjanta nie pasuje kompletnie, podobnie jak w paradokumencie Polsatu  „Gliniarze”. Z tym, że tam do roli nie pasuje nikt.

Równie kiepska jest kreacja jedynej kobiety w wydziale – komisarz Polakowskiej. Jej postać jest tak samo pomysłowa, jak jej nazwisko. Ani jej nie polubimy ani nie zapałamy sympatią –  jest po prostu nijaka, bezpłciowo. Kolejne tło, kolejny zapychacz. Pozostaje mieć nadzieję, że tych dwoje pozostanie na uboczu, a akcja skupi się na intrygującym Krzysztofie Maju.

Nieźle wypada też patolog – ponory, pozbawiony poczucia humoru typ, który nie zna się na żartach i robi się droczyć komisarzem Majem.

Chociaż w serialu występują charakterystyczne dla paradokumentu pogadanki do kamery, z zaskoczeniem stwierdziłem, że tutaj są stonowane i pojawiają się bardzo rzadko, nie psując całości.  Bohaterowie nie wymawiają kwestii jak nakręcone, bezmyślne roboty i nie informują nas oczywistych rzeczach, niczym debili, tak jak robią to w innych paradokumentach. Prawie ich tu nie zauważamy.

Wygląda na to, że TVP trochę pozazdrościła popularności pewnemu serialowi rodem z TV4. Jest to „Sprawiedliwi – wydział kryminalny”. Od nowego serialu różni ją jednak to, że role grają tam wyłącznie aktorzy. Serial ten, chociaż ładnie zrobiony i z pomysłowymi odcinkami, jest jednak nudny i sztuczny, pozbawiony napięcia i klimatu, a także postaci, które budziłyby nasze zainteresowanie. „Komisariat” ma szansę naprawić ten błąd.

Na tle niskobudżetowych, moralizatorskich gniotów dla kucharek jakim są „Policjantki i policjanci” czy też nieudany, nużący i pozbawiony polotu serial „Sprawiedliwi”, produkcja TVP ma olbrzymią szanse być czołowym serialem tego typu, który sprawi że zapomnimy o tamtych.

Jest za wcześnie na recenzję. Tę napiszę po kilkunastu odcinkach. „Komisariat” zapowiada się jednak intrygująco. Cieszy sceneria, mroczny klimat i ciekawy główny bohater, nawet jeżeli przy słabości pozostałych, ma ciągnąć całość. Oby wszyscy stanęli na wysokości zadania i nie zmarnowali szansy, bo mamy materiał i nadzieję na prawdę dobry serial kryminalny. A tych w naszej telewizji jak na lekarstwo. Czekamy niecierpliwie na dalsze odcinki, które, mam nadzieję pociągną serial w górę.

zdjęcie: swiatseriali.pl

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Karppi - zapomniany serial z ponurej Finlandii

Recenzja gry Ghost Recon: Wildlands - takiej wyprawy do Boliwii jeszcze nie było!

Secret of the Nile - gdy adaptacja przebija oryginał