"Uciekaj" "Get Out" - recenzja filmu. Zaskakująco dobry horror?

"Uciekaj" - największe zaskoczenie tej wiosny dla miłośników kina grozy i nie tylko




Nieczęsto zdarza się, by horrory lub thrillery poruszały temat rasizmu. To rzadkość i ewenement, gdy ktoś  zmierzy się z tym tematem w rzemiośle filmowym, już zwłaszcza kiedy film ma straszyć. W dobie wszechobecnej i galopującej poprawności politycznej oraz haseł o tolerancji, temat ten nie jest poruszany chętnie, filmowcy wręcz boją się go jak ognia. Bodaj jedynym głośnym filmem ostatnich lat dotykającym zagadnienia była „Dzielnica Lakeview”.
Tym razem jednak ktoś powrócił do niewygodnego tematu - za sprawą najnowszego kinowego horroru – „Uciekaj”. Co ciekawe jednak, rasizm przedstawiony w tym filmie nie polega na niechęci białych do czarnych, lecz czymś odwrotnym – tutaj biali są czarnymi w niebezpieczny sposób zafascynowani, uważają ich za zbiorniki pełne zalet, które trzeba z nich brutalnie wyłowić.. Brzmi karkołomnie, prawda? Czy zatem taki eksperyment z fabułą się udał? Czy warto iść do kina? Po kolei.
Film opowiada historię dwojga młodych ludzi przed trzydziestką – białej Amerykanki, Rose Armitage i czarnego Afroamerykanina - Chrisa Washingtona. Oboje mieszkają w Nowym Jorku i tworzą szczęśliwą, mieszana rasowo parę – co też nie jest w filmach zbyt częste.
Nie bez znaczenia dla historii okazuje się być ich pochodzenie. Chris to uzdolniony artystycznie chłopak z Brooklynu (stylowej dzielnicy Nowego Jorku zamieszkanej w dużej mierze przez Afroamerykanów), uwielbiający fotografie, mieszka w elegancko urządzonym lofcie, ma psa, jest pełen dobrych chęci, ambitny. Dowiadujemy się, że w wieku 7 lat stracił matkę. Od tamtej pory jego mentorem jest nieco starszy przyjaciel, pracujący w policji. Rose to takie przeciwieństwo swojego chłopaka – pochodzi z zamożnej rodziny lekarzy i wychowała się na bogatym białym przedmieściu, gdzieś pod Nowym Jorkiem.
Historia rozpoczyna się w momencie gdy Chris szykuje się do wyjazdu – dziewczyna zaprosiła go na pierwsze spotkanie z jej rodzicami i wypad na kilka dni na prowincję. Rodzice nie są świadomi koloru skóry jej nowego wybranka, więc Chris bardzo się denerwuje.
Już od chwili dotarcia na miejsce dzieją się niepokojące rzeczy – Chris przyjeżdża na drodze jelenia, policjant z drogówki wykazuje wrogość do mieszanej pary, zaś rodzina Rose niby jest miła dla chłopaka, jednak traktuje go dziwnie. Początkowo chłopak podejrzewa, że chodzi o jego rasę jednak z czasem podejrzewa inny powód. Wyraźnie  podejrzanie zachowująca się służba, dziwna atmosfera pobliskiego lasu, jeszcze dziwniejsi mieszkańcy. Chris przeczuwa że dzieje się coś złego. Ponadto odkrywa że w tej okolicy zaginęło przedtem wielu czarnoskórych.
Atmosfera jest niesamowita – cały czas czujemy w powietrzu coś złego, czekamy na kolejny rozwój akcji i nigdy nie możemy być pewnie, z której strony produkcja uderzy w nas jakimś twistem, zwrotem w fabule, albo szokującym momentem. Tutaj przeraża to czego nie widać – najlepsza rzecz w horrorze, której wiele tego typu filmów po prostu nie posiada, stawiając na potwory z szafy albo debilne zjawiska paranormalne.
Najmocniejszą stroną „Uciekaj” jest to, że cały czas trzyma widza w napięciu, nie pozwalając odetchnąć. Napięcie jest tu dawkowane stopniowo i w najlepszych, najpotrzebniejszych momentach. Początek jest mocny, później akcja biegnie w  sposób wyważony i spokojny, by za chwilę znowu przyspieszyć. Historię poprowadzono rewelacyjnie. W trakcie seansu nie ma miejsca na nudę – gdy przez chwile wydaję się nam, że na ekranie nic się nie dzieje, fabuła gwałtownie przyspiesza i niemal zrzuca nas z fotela! Dostrzegam tu ślady stylu  Hitchcocka, tyle, że trzęsień ziemi jest znacznie więcej niż u niego. Zakończenie także jest dość mocno zaskakujące i satysfakcjonujące.
Dodatkowo film jest całkiem nieźle zagrany – wszyscy aktorzy budują w wokół swoich postaci aurę tajemniczości i dziwności, tak aby widz do samego końca nie miał pojęcia kto tu jest kim, kto jest dobry, a kto zły. Znakomicie oddano też snobizm białej, bogatej społeczności, będącej tutaj głównymi antagonistami. Zdecydowanie najlepiej wypadł jednak występujący w głównej roli aktor brytyjski – Daniel Kaluuya. Jego postać jest bardzo charyzmatyczna i przyciągająca uwagę – od początku budzi sympatię widza, sprawiając że gorąco mu kibicujemy. Udany protagonista, którego pokochają odbiorcy – to jest w filmach przepis na sukces. I tutaj oklaski należą się zarówno scenarzyście postaci, jak i aktorowi, który ją zagrał.
Również tytuł filmy pozostaje nie bez znaczenia - ściśle wiąże się on z pewną krótką, ale bardzo charakterystyczną sceną.  Która to? Pozostawiam wam to na seans.
Najsłabszym punktem produkcji jest niestety jego dość marna, antyrasistowska fabuła – zbyt dużo w niej elementów słabego taniego science fiction – poziom tej historyjki to taka mieszanka słabego filmu o kosmitach i kultowego thrillera medycznego „Coma” Żeby nie psuć zabawy, nie będę dokładnie streszczał fabuły, ponieważ wszystkiego dowiadujemy się pod koniec – pod względem historii „Uciekaj” w ogóle się niestety nie broni. Kolejna absurdalna i słaba historia, dowodząca, że w horrorze fabuła jest traktowana jako zbędny dodatek. Duży błąd.
Słabą fabułę da się jednak przełknąć na tle pozostałych zalet. Warto samemu się przekonać, jak film radzi sobie z własnym niedopracowaniem.

W świecie dzisiejszych horrorów – przepełnionym gniotami i bzdetami dla mało inteligentnych widzów, naprawdę trudno o dobry horror. A jednak tym razem się udało – „Uciekaj” to jeden z najlepszych filmów grozy ostatnich lat i zarazem najlepszy horror tej wiosny. Jeżeli zastanawiamy się, na co iść do kina, warto dać tej produkcji szansę. W gatunku horrorów miłe zaskoczenia i dobre filmy zdarzają niezwykle rzadko. To wyjątek. Chociaż  „Uciekaj” nie powala fabułą, ma inne ciekawe i wyróżniające go elementy, przede wszystkim godne szkoły Hitchcocka napięcie i klimat. Ma szansę przejść do grona klasyków i z pewnością wybija się na tle innych horrorów.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Karppi - zapomniany serial z ponurej Finlandii

Recenzja gry Ghost Recon: Wildlands - takiej wyprawy do Boliwii jeszcze nie było!

Secret of the Nile - gdy adaptacja przebija oryginał