WYKLĘTY - recenzja filmu. Epicka opowieść o walce z komunizmem
Na to polskie kino wojenne czekało latami! Żołnierze Wyklęci i Polacy także.
Długo musieliśmy czekać na udany
film o Żołnierzach Wyklętych. Oni sami,
przez lata zapomniani i odrzucani, pochowani w nieznanych miejscach,
dopiero niedawno przypomniani i otoczeni czcią – czekali jeszcze dłużej, bo aż
od 1944 r. Czy reżyser upamiętnił ich w godny sposób i opowiedział historię,
która im się należy? Zapraszam do lektury recenzji.
Do tej pory Żołnierze Wyklęci
byli wspominani w kinie i telewizji raczej skromnie. Lata komunizmu a później
III RP obfitowały w starania o to, by o ludziach tych zapomniano, by ich
potępiano, zaklasyfikowano ich jako zwykłych bandytów i zabijaków. Zdarzali się
wśród Wyklętych i tacy, ale przecież większa część z nich po prostu walczyła z
nowym, sowieckim okupantem, znacznie gorszym od hitlerowskiego. Zważając na to,
że PRL i reżim komunistyczny upadły podobno w 1989 r., jest to skandal.
Skandal, że tak długo musieli czekać ci, którzy żyli prawem wilka - aż naród
sobie o nich przypomni.
Jako pierwszy w porządny sposób
przedstawił ich serial TVP „Czas honoru” – 5 i 6 sezon serialu dotyczyły walki
podziemia niepodległościowego z nową, stalinowską władzą. TVP planuje już cały
serial poświęcony temu okresowi – będzie to produkcja „Wyklęci”, która
zobaczymy już jesienią 2017 r. Potem nadeszła „Historia Roja” – nie był to film
zły, oferował bowiem całkiem ciekawą, obfitującą w zwroty akcji fabułę i
wyraziste postacie. Niestety, tym co pogrążyło film była jego słabość
artystyczna – zwłaszcza fatalna praca kamery i kiepskie ujęcia w trakcie scen
batalistycznych. Za dużo też było w tym filmie religijnego bełkotu,
groteskowych wątków nadprzyrodzonych i sztucznego patosu. Było przeciętnie. Żołnierze Wyklęci zasłużyli
w kinie na coś więcej. I nareszcie dostali to.
„Wyklęty” opowiada historię
fikcyjnego żołnierza AK i NSZ, który rozczarowany nową władzą i amnestią,
występuje przeciwko niej. Dowiadujemy się, że pochodzi z zamożnej, ziemiańskiej
rodziny, a jego ojciec zginął w wojnie polsko-bolszewickiej, gdy był dzieckiem. Jest to jednak nie tylko żołnierz, ale też wyszkolony w zabijaniu i
przetrwaniu w trudnych warunkach wojownik – należał bowiem do słynnej Brygady
Śmierci. Scenarzysta postawił na fikcyjną postać i był to dobry zabieg – film
unika przez to niepotrzebnego patosu i edukacyjnej narracji, a widz bardziej
utożsamia się z bohaterem. Pomieszanie historii z fikcją sprawi też, że temat
dojdzie do większego grona odbiorców i pozwoli im lepiej go zrozumieć. Mowa to
oczywiście o ludziach młodych, którzy ostatnimi czasy najbardziej kultywują
pamięć Wyklętych.
Cały film przedstawiony jest w
formie tułaczki głównego bohatera po malowniczych terenach Podkarpacia i
Lubelszczyzny i retrospekcji z jego życia. Wybór miejsca akcji nie jest
przypadkowy – obok Podlasia były to bowiem regiony o najwyżej aktywności
Wyklętych, KBW, NKWD i Urzędu Bezpieczeństwa. Dochodziło tam do wielu walk i
zamachów.
Pojawiają się także sceny we
współczesności – gdzie odbywa się proces jednego ze stalinowskich oprawców, a na sali sądowej siedzi starszy pan z córką,
patrząc na niego z nienawiścią. Okazuje się, że to syn naszego bohatera, który
nie mógł nawet poznać ojca.
Nasz bohater zabija komunistów i
ubeków zarówno po cichu, z użyciem noża lub skręcenia karku, jak i z karabinem
w ręku, kładąc wielu trupem, niczym ostatni sprawiedliwy. Przypomina nieco
Rambo – sam przeciw wszystkim, w dzikim, wrogim środowisku. Jest jednak także
człowiekiem, który rozumie, że to także wojna Polaka przeciwko Polakowi i np.
potrafi darować życie prostemu wiejskiemu milicjantowi.
Kieruje nim wielka nienawiść do
systemu stalinowskiego – skorzystał bowiem z amnestii, którą oferowała władza i
szybko przekonał się, że jest to farsa. Komuniści nie patyczkowali się z nikim
kto należał do AK czy NSZ, jeżeli nie zaczynał z nimi dobrowolnie
współpracować. To nie tylko zatem opowieść o walce o Wolną Polskę, ale też o
zemście, walce w ramach vendetty. Zemsta człowieka, który nie ma nic do
stracenia i wie co oznacza komunizm. Postać anonimowego Wyklętego została
napisana rewelacyjnie – bohater ten jest bezwzględny, odważny i zimny, ale ma
też ludzkie odruchy. Najważniejsza jest dla niego Ojczyzna i wierność jej, które zawsze stawia na pierwszym miejscu ,nawet przed rodziną. Chociaż ma narzeczoną i dziecko, nie porzuca
walki, nie zamierza iść na żadną ugodę z komunistami. Chce walczyć do końca.
Jest niezwykle charyzmatyczny i każdy kto interesował się historią Wyklętych,
pokocha tę jego postać od razu.
Bardzo precyzyjnie ukazano pewne
przemilczane zjawiska tamtego okresu.
Pierwszą z nich jest bardzo duży
odsetek Żydów jako członków UB, KBW i NKWD. Musimy pamiętać, że po wojnie
została Żydów w Polsce zaledwie garstka, a więcej niż połowa z tej garstki
znalazła pracę i miejsce w stalinowskim aparacie terroru i komunistycznych
władzach. Reżyser pamiętał o tym i wykłada to w filmie na tacy. Pojawia się
więc zarówno cyniczny, wulgarny i okrutny Żyd na czele Urzędu Bezpieczeństwa
(zapewne wzorowany na Jakubie Bermanie), rewelacyjnie zagrany przez Janusza
Chabiora, a także szeregowy ubek, którego główny bohater uratował z
warszawskiego getta.
Drugą sprawą jest tchórzliwość i
bierność Kościoła Katolickiego wobec władz – w filmie bardzo niechętnie pomaga
on Wyklętym, bo boi się represji ze strony NKWD. W pięciu Kościołach odmawia
się Wyklętemu udzielenia ślubu.
Jak widać w tym filmie nie owija
się w bawełnę – nikt nie jest tutaj nieskazitelny, nawet Wyklęci, nie ma
tematów tabu, wszyscy zostają przedstawieni zgodnie z prawdą historyczną.
Właśnie tak powinno wyglądać kino historyczne, zwłaszcza nasze rodzime,
traktujące o Polsce i jej bogatej przecież historii.
Scenarzysta bez ceregieli
przedstawia też, jak bezlitośnie Wyklęci rozprawiali się z sowieckim i
stalinowskim aparatem bezpieczeństwa, wyłapując i zabijając wielu kolaborantów,
agentów NKWD, politruków i ubeków. Co jest raz po raz, pokazywane w formie
szybkich i pełnych akcji scenek.
Skoro o tym mowa - bardzo dobrze
wykonano wszystkie sceny batalistyczne – są one efektowne, widowiskowe i
przygotowane z niemal hollywoodzką precyzją. Czujemy jakbyśmy oglądali
prawdziwą potyczkę Wyklętych z KBW. Trochę w tym westernu, trochę kina akcji, a
trochę refleksyjnego kina wojennego. Cieszy też fakt że fabuły nie zawalono
kolejnym durnym wątkiem miłosnym i niepotrzebnymi scenami erotycznymi, jak
miało to miejsce w „Historii Roja”. Tutaj narzeczona głównego bohatera jest przedstawiona
dyskretnie, jest tylko tłem, nie jest najważniejsza. ich stosunki ograniczają
się do pocałunków i czułych słówek. To jeszcze jeden dowód, że twórcy
potraktowali temat swego dzieła poważnie.
Znakomicie spisali się aktorzy,
grający z sercem i zaangażowaniem, odtwarzający swoje postacie bardzo
wiarygodnie. Na oklaski zasługuje zwłaszcza odtwórca roli tytułowej – Wojciech
Niemczyk. Śmiem twierdzić, że był do tej roli stworzony – idealnie bawi się na
ekranie mimiką, emocjami i unoszeniem honorem. Czujemy, jakbyśmy widzieli
prawdziwego Żołnierza Wyklętego, udokumentowaną relację z jego ostatnich lat, a
nie aktora w kolejnym filmie. Strzałem w dziesiątkę było zaangażowanie do
głównej roli mniej znanego aktora teatralnego – to nadaje filmowi realizmu i
pozwala widzowi bardziej utożsamiać się z protagonistą. Pewien amerykański aktor
telewizyjny powiedział kiedyś, że „im mniej wiesz o danym aktorze, tym bardziej
skupiasz się na roli, którą gra”. To zdecydowanie dobra droga, która działa w
sztuce filmowej. Z innych kreacji warto też wspomnieć ministra i szefa UB. Te
rolę rewelacyjnie zagrał wspomniany już w recenzji Janusz Chabior. Na uwagę zasługuje
także Leszek Teleszyński (znany z ról księcia Bogusława Radziwiłła i redaktora
Maja), w roli bogatego lekarza pomagającego podziemiu antykomunistycznemu. Pozostali
aktorzy, jak narzeczona Wyklętego czy funkcjonariusze UB, również zapadną nam w
pamięć.
Film oczywiście nie ustrzegł się
mankamentów. Największym z nich są bardzo słabe postacie Żołnierzy Wyklętych.
Poza głównym bohaterem zostali oni bowiem przedstawieni jako naiwne dzieci we
mgle, nie grzeszące inteligencją - bez
przerwy wpadają w tarapaty, z których ratuje ich nasz bohater, dosłownie
pchając się w sidła UB albo ślepo wierząc komunistom. Naprawdę, drogi
scenarzysto? Gdyby wszyscy wyklęci tak się zachowywali to Urząd Bezpieczeństwa
wytępił ich wszystkich w tydzień. Ten zarzut dobrze obrazuje jedna ze scen. By
nie psuć seansu i nie "spoilerować", dam tylko wskazówkę, że rozpoczyna się w
klasztorze. Tak więc – postaci ubeków i głównego bohatera, rewelacja, postacie
pozostałych Wyklętych – zgroza i wstyd, że można było tak słabo napisać
scenariusz. Ale to da się przeboleć przy tak wielu zaletach.
Podsumowując - bez cienia
wątpliwości „Wyklęty” to najlepszy film traktujący o Żołnierzach Wyklętych i
jeden z lepszych, obok niedawnego „Wołynia” filmów historycznych w historii
naszej kinematografii.. Polska czekała na ten film wiele lat i mimo jego drobnych
niedoróbek, udało się. Powinien obejrzeć go każdy, kogo sercu bliska jest Ojczyzna,
patriotyzm, honor lub kto po prostu interesuje się historią swojego kraju.
Znakomita uczta filmowa i kino wojenno-sensacyjne.
Komentarze
Prześlij komentarz